No, tym razem to autobus byl naprawde lux. Dalo sie przezyc te 16 godzin. Prosto z dworca pojechalem do centrum. Znalazlem nocleg w Mahabandoola G.H. za 3 $. Zostawilem wszystkie rzeczy i od razu poszedlem do Ambasady Tajlandii zlozyc wniosek wizowy.
A przypomnialo mi sie jeszcze apropo autobusow. W Birmie maja ruch prawostronny, a autobusy sprowadzili z Japonii i Korei, gdzie jest ruch lewostronny, tak wiec wsiada sie i wysiada z autobusow nie od strony przystanku ale od strony ulicy. Nie zawsze to bezpieczne zwazywszy na sposob w jaki jezdza Birmanczycy. Maja rowniez autobusy na gaz, tzn. wewnatrz stoja sobie dwie 1,5 metrowe butle gazowe. Jesli komus droga sie dluzy mozna przy okazji cos sobie zespawac.
Birma nalezy rowniez do tych krajow azjatyckich, gdzie powszechne jest charkanie. To chyba jedna z najgorszych rzeczy jaka spotyka mnie w Azji. Nie jest to przyjemne, sczegolnie jak je sie w jakiejs restauracji, a gosciu przed toba charka do kosza ustawionego przy stoliku. Glod od razu przechodzi.
Wieczorem poszedlem do Shwedagon Pagoda porobic troche zdjec. Potem do internet cafe. Znalazlem najtansze miejsce w Rangonie, nazywa sie "The Castle" jest na Sule Pagoda Road. Godzina 400 K, zgranie zdjec 400 K.
Kupilem bilet do Chaunghta Beach na sobote (8 000 K). Jako, ze wyjazd byl wczesnie rano zapytalem w G.H. czy nie maja budzika do pozyczenia. Pan odpowiedzial, ze spokojnie on mnie rano obudzi. Na szczescie obudzil mnie moj wewnetrzny zegar. Schodze na dol do drzwi wyjsciowych, budzik dzwoni jak oszalaly, a pan spi na stole jak zabity. Zal mi go bylo budzic, no ale ktos musial mi otworzyc dzwi.