Ostatnie dni na Sri Lance spedzilem na "nic nie robieniu" na poludniu wyspy w Mirissie. Mieszkalem w "Central Beach Inn" za 400 Rs (8 PLN) przy samej plazy. Na szczescie turysci byli widoczni z odleglosci 200 m, tak ze tloku nie bylo. Jakos wytrzymalem te 5 dni, kiedys przeciez musialem wypoczac. Zrobilem calodniowa wycieczke do Galle, pamietajacego czasy kolonii holenderskiej. Bardzo fajne miasto.
Podczas tsunami cale poludnie wyspy bylo najbardzie zdewastowane. Widac jeszcze pozostalosci: sterty desek, gruzu, pojedyncze sciany budynkow. Domy, te najblizej plazy maja jeszcze widoczne slady dokad siegala woda. Ogolnie ludzie sami opowiadaja co przezyli, nie ma osoby, ktora by nie stracila kogos bliskiego.