W piatek wsiadlem w pociag do Jhansi (3 godz.), a potem przesiadka na autobus do Khajuraho ( 5 godz.) Nocowalem w hotelu Gupta Palace za 100 INR (co oni maja z tymi palacami - nie wiem). Duze loze, w lazience ciepla woda i towarzystwo dziwnych latajacych stworzen wliczajac koniki polne. Ciekawe po co mi byla ta ciepla woda, bo upal byl nie do zesienia a najgorsze, ze noca bylo niewiele chlodniej. Recepcjonista - naganiacz z mojego hotelu postanowil umilic mi moj pobyt swoja osoba. Gdy rano wychodzilem z hotelu dopadl mnie i wyrazil chec wybrania sie ze mna na zwiedzanie swiatyn. Podziekowalem i oswiadczylem, ze chce isc sam. Niedotarlo, snul sie za mna zadajac pytania, te z dziedziny podstawowych. Gdy wszedlem do swiatyni, gdzie byl platny wstep, nie wszedl. Pozegnalem sie z nim i odetchnalem.
Spedzielm tam ponad 2 godziny. Wychodzac porozgladalem sie za hindusem w niebieskiej podkoszulce - nie bylo go widac.Jestem wolny pomyslalem. Nie zdazylem nacieszyc sie jeszcze wolnoscia a tu slysze "hello my brother", nie musialem sie ogladac - to byl on. Idac w strone hotelu powiedzialem juz dosadniej, zeby mnie zostawil, bo chce byc sam. Z niechecia, ale odpuscil. Uszedlem moze 100 m. przyczepilo sie do mnie dwoch "brothers". Nie wytrzymalem. Stanalem i prawie wykrzyczalem: ZOSTAWCIE MNIE W SPOKOJU. Zrozumieli, ale zaczely sie pytania: dlaczedo nas nie lubisz, co mysmy ci zrobili... Ciezka jest podroz samotnika...