Siem Reap, Kambodza - 5.30 pobudka. Wyszedlem na ulice
i zaraz uslyszalem niesmiale: mototaxi mister? Zapytalem za ile na lotnisko - padla znana odpowiedz one dollar, znana, bo wiekszosc rzeczy kosztuje tu wlasnie 1$. Jechalismy dobre 20 minut. Modlilem sie zeby jakos dotrwac, bo jazda z plecakiem nie byla latwa. Gdy podjechalismy pod terminal moj kierowca wymyslil sobie niecny plan skasowania mnie pieciokrotnie wiecej za kurs. Wypalil: 5 $ - naiwny. Dostal Waszyntona i jakies drobne riele, ktorych juz nie potrzebowalem.
6.10 MALAYSIA AIRASIA AK 281 SIEM REAP (8.35) - KUALA LUMPUR (11.35)
Na szczescie samolot nie byl spozniony, bo o 15.55 mialem nastepny lot.
6.10 INDONESIA AIRASIA QZ 7693 KUALA LUMPUR ( 15.55) - JAKARTA(16.55)
W Immigration nie spodobala sie moja wiza z 50 - dniowym prawem pobytu (notabene otrzymana w ambasadzie w Warszawie). Musialem wyjasnic jak, gdzie, z kim i dlaczego przyjechalem do Indonezji na tak dlugi okres czasu. Poszlo mi chyba plynnie, bo pieczatka zostala wbita do paszportu. Spojrzalem na tablice przylotow: Tiger Airways z Singapuru wyladowal - znaczy sie moja grupa doleciala. Po pol godzinie pojawili sie - cala piatka. W drodze do miasta zdawlismy sobie nawzajem relacje z tygodniowej rozlaki.
Mario przygotowal nie lada niespodzianke - nocny pociag (ekomoni - gorszych juz nie ma) do Yogyakarty. Wyjazd o 21.00, przyjazd 8.00. Jedenascie godzin w niezlym scisku, w roznych konfiguracjach siedzaco - lezacych. Wiedzialem, chcieli mnie zabic.
Po dotarciu na miejsce krotka drzemka i wyjazd do siwiatyni Borobudur. Byly trzy przesiadki, ale dotarlismy na miejcse. Dnia nastepnego o 16.00 kolejny pociag, tym razem bisnis do Surabaya (8 godz.), pol godziny przerwy i nastepny do Probolingo, gdzie bylismy o 00.30. Tu byly dwie opcje: szukamy noclegu lub czekamy na dworcu na pierwszy poranny autobus. Niespodziewanie pojawil sie trzeci wariant - minibus, ktory chcial nas zawiezc do Cemoro Lawang i od razu mielismy wyjsc na wschod slonca na wulkan Bromo. Stanelo na opcji nr 3. Dojechalismy na miejsce o 2 w nocy, dwie godziny czekania i o 4. wyjscie na wulkan. Niebo bylo bezchmurne wiec widoki byly nieziemskie. Po zejsciu ok. 8 rano w imie hasla "ekspressem przez Jawe" postanowilismy, ze jedziemy dalej. Wrocilismy do Probolingo i na dworcu autobusowym zrobilismy male show (tzn. dziewczyny), bo zaczelismy sie przebierac w letnie ciuchy (na wulakanie bylo zimno). Indonezyjczycy byli zachwyceni. Kolejne 5 godz. w autobusie do Bondowoso, potem 6 riksz, ktorym kazalismy sie zawiezc do hotelu. Moj rikszarz dojechal pod Palm Hotel jako ostatni, moja grupa juz stala przed wejsciem z dziwnymi minami i zapytala czy nas aby stac na ten hotel. Mnie zreszta nurtowalo to samo pytanie. Hotel wygladal dosc luksusowo no i mial basen. Jak sie okazalo najtansza dwojka kosztowala 10 $. Oczywiscie zostalismy. Jako ze basen byl ogolnodostepny zgromadzilo sie na nim mnostwo tubylcow bardziej ubranych niz rozebranych (islam). No ale pojawily sie trzy biale gracje w bikini, poczatkowo niesmialo owiniete recznikami, ktorych nie wiedziec czemu nie chcialy zdjac. Ale jak w koncu postanowily poplywac i zrzucily reczniki - to byl dopiero aplauz. Mysle, ze ten niespotykany widok na dlugo pozostanie w pamieci miejscowych.
Kontynuujac przyslowie: "Kto rano wstaje..." Wynajelismy samochod i o 7.30 pojechalismy pod wulkan Kawah Ijen, jeszcze 2 godziny wspinaczki i bylismy na szczycie. Turkusowe jezioro i kopalnia siarki na dnie krateru - bylo sie czym zachwycac. Jedyny minus to smrod siarki, ktorym przesiaknelismy i czulismy go jeszcze pare dni. Samochod zawiozl nas do Ketapang pod sam prom na wyspe Bali. Do Denpasar dojechalismy po 22.00. Jeszcze tylko minibus do Legian i szukanie noclegu, ktory znalezlismy po polnocy. Organizmy sie zbuntowaly - trzeba bylo gdzies w koncu przespac po ludzku cala noc, chociaz do 9.00. Na haslo : jutro wstajemy o 5.00, zobaczylem skierowane w moja strone srodkowe palce. Padlismy.
Spedzilismy caly dzien na plazy, jednak trzeba sie bylo stamtad szybko ewakuowac. Mnostwo turystow, ogolnie do kitu. Naszym celem byly przeciez wyspy Gili.
Kolejny dzien w podrozy wg scenariusza: minibus - prom - minibus - lodz. O 20.00 przyplynelismy na wyspe Gili Meno. Najspokojniejsza z wszystkich trzech. Bylo rzeczywiscie za spokojnie, ale za to nocleg byl w deche - Tao Kombo. Materace z moskitierami na tzw platformie przykrytej matami bambusowymi, bez drzwi. Lazienka pod golym niebem, miala tylko boczne sciany. No i byl (jak ja to nazwalem) kacik chillout z poduchami do lezenia.
Po dwoch dniach przenieslismy sie na party island - Gili Trawangan. Trzy dni wg standardu: plaza, piwo, ksiazki, kalambury...Ola tego zmyslonego tytulu filmu nigdy Ci nie podaruje:-)
16.10 w przeddzien naszego rozstania zrobilismy ognisko na plazy. Byl rum, cola, byly pieczone ziemniaki, ale...
dosyc tych wczasow, trzeba sie brac za powazna podroz.
Rano w porcie pozagnalem swoja grupe i udalem sie w kierunku przeciwnym niz oni - sam, wolny...