Dolecieli.
Gdy tylko dojechalismy do dzielnicy Banglamphu, zostawili bagaze w pokojach i prosto na Khao San Road by cos zjesc. No i tak im juz zostalo:-) Jedza bez przerwy. A i tajlandzkie browary na pewno nie zbankrutuja;-). Teraz dopiero widze ile je przecietny czlowiek i ze ze mna jest cos nie tak z tym moim jednym, gora dwoma posilkami w ciagu dnia. Mamy rowniez w grupie "przecietnego inaczej", ktory zjada dziennie moja tygodniowa racje zywieniowa - to Mati Phat Thai. No i oczywiscie jest najchudszy z nas...
Wieczorem odkazilismy przelyki gorzka zoladkowa, to Paulina taszczyla butelczyne z Polski - musiala sie przeciez jakos wkupic w towarzystwo. Z pobudki o 9.00 dnia nastepnego zrobila sie 11.00. Caly dzien lazilismy po Bangkoku, nie obeszlo sie oczywiscie bez masazu i zakupow na Patpongu.
W srode wpakowalem cale towarzystwo do autobusu i zawiozlem na lotnisko. Nie, nie zebym ich mial dosyc po jednym dniu. Nie wrocili do domow. Polecieli do Malezji na "oboz kondycyjny" Liderem grupy jest Alexa, wiec mam spokojna glowe. Zreszta jestesmy w kontakcie sms - owym. Zyja.
W czwartek mialem kolejny lot z pakietu "AirAsia"
01.10 THAI AIRASIA FD 3616 BANGKOK (14.50) - PHNOM PENH (16.00)
Za 2 $ dojechalem z lotniska do centrum motorem. Nocuje w Seng Sokhom G.H. za 4 $. W piatek wybralem sie do Muzeum Tuol Sleng, miejsca gdzie Czerwoni Khmerzy w latach `70 torturowali Kambodzan. Bylem tam po raz drugi, ale emocje za kazdym razem sa silne. Nie da sie o tym miejscu zapomniec...
Wieczorem nad Phnom Pehn przeszla ulewa, ulicami plynal jeden wielki sciek wymywajac wszystkie smieci i brud z kanalizacji. Zapach i widok byl naprawde w deche, ale coz trzeba bylo podwinac spodnie i brnac w tej mazi ...
Motory to tutaj jedna wielka masakra, sa ich tysiace. Wydaje sie, ze kazdy Kambodzanin jezdzi na motorze, bez wzgledu na wiek.
W sobote wyjezdzam autobusem do Siem Reap, czyli witaj Angkor.